Poetyckie Muflonów Spotkanie na Wielkiej Sowie
Teresa Kaczorowska była w dniach 3-5 sierpnia 2012 r. gościem specjalnym na IV Poetyckim Muflonów Spotkaniu na Wielkiej Sowie. Wielka Sowa (1015 m npm) to najwyższy szczyt Gór Sowich w Sudetach, w gm. Pieszyce, pow. Dzierżoniów. Tak naprawdę był to maraton poetycki na tej górze, gdzie przez cztery godziny, w górskim słońcu, wielu poetów czytało poezję. Prezes Związku Literatów na Mazowszu miała aż cztery 15-minutowe wejścia, poprzez swoje wiersze zapromowała ZLM oraz Ziemię Ciechanowską, w tym cenioną tam Marię Konopnicką (patronkę kultury Ciechanowa).
Aby zaprezentować swoje strofy każdy twórca musiał najpierw wdrapać się na Wielką Sowę. Atrakcją było też wypalanie Wielkiej Sowy z gliny, w artystycznym piecu zbudowanym na szczycie przez miejscową młodą rzeźbiarkę Agnieszkę Ciszewską. Spotkanie prowadził pomysłodawca i współorganizator (obok Urzędu Miasta w Pieszycach) tej niezwykłej imprezy, wywodzący się z tamtej ziemi Adam Lizakowski (na stałe mieszkający w USA), który na Wielkiej Sowie zaprezentował także swoją nową książkę „Z Chicago do Pieszyc”.
Oto poetycki reportażyk Teresy Kaczorowskiej z tej ciekawej imprezy:
Z Gór Sowich do Marii Konopnickiej
Pozdrawiam Cię Mario z Wielkiej Sowy
(z wysokości 1015 metrów)
bogatej – jak całe Sudety – w skarby, cuda
niepojęte, historię wielu narodów.
Pozdrawiam Cię z Wielkiej Sowy,
którą zdobyłam w upalnym słońcu sierpniowym
wśród pohukiwań sów okularnic
i fruwających – o dziwo! biedronek – niczym
czerwone stada w kropki
pośród woni dzwonków górskich,
macierzanek, sowiogórskich buków
rosłych, jagód smakowitych oraz dzikich malin.
Pozdrawiam, choć całe to sowiogórskie
bogactwo okupiłam potem…
Nie żałuję jednak, bo Wielka Sowa powitała
mnie na szczycie swoim mądrym ptakiem
na zielonej polanie szerokiej
w środku rodzącego się akurat pieca
z cegły czerwonej i drewna
pod artystycznym okiem Agnieszki.
A kiedy na górze dzieliłam się poezją
(także i o Tobie, i o naszych grodach wspólnych)
– na Adamowym muflonów spotkaniu –
gliniany ptak stał kilka godzin w ogniu pięknym.
Płonęły też na Wielkiej Sowie ogniska.
Skwierczały kiełbaski.
Przybywali turyści, mijając się w różne świata
cztery strony. Wjeżdżali mocnymi rowerami.
Spożywali grochówkę. Jedli jagody
(dzieciaki całe umorusane na czarno!).
A wszyscy zatrzymani w poetyckich dźwiękach.
A kiedy maraton poezji się skończył,
z ognia i popiołów wyłoniła się Wielka Sowa
na górze swojego imienia –
okazała, pyszna w pióra (w szarościach i fioletach),
patrząca badawczo ceramicznym wzrokiem.
Nie odpowiedziała mi jednak czy wybiera się
do bliskich nam Mario
Suwałk, Ciechanowa, czy Warszawy…
Nie usłyszałam też nic od niej podczas
tej nocy gorącej w schronisku Cicha Woda
– już u stóp Wielkiej Sowy –
(ośrodka ze swoich pstrągów znanego)
gdzie zobaczyłam pieszyckiego muflona
z kolistym porożem
(dziką owcę górską z Korsyki rodem)
i poznałam prawdziwość słów niektórych
(stoi jak osioł czy pracuje jak koń).
Może więc Mario zajrzyj tu kiedyś sama
zbaczając nieco z licznych szlaków swoich
i zaproś Wielką Sowę osobiście
(sławnej wieszcze przecież nie odmówi),
do wspólnych źródeł naszych
bo sowiej mądrości i nad Hańczą, i nad Łydynią, i nad Wisłą
ostatnio jakoś szczególnie potrzeba….
Góry Sowie, 4 sierpnia 2012