Janusz Krasiński – niezłomny i heroiczny
Gościem pierwszego Opinogórskiego Spotkania z Literaturą – i to w tak wyjątkowym dniu, jak Dzień Papieski – jest Pan Janusz Krasiński z Warszawy, którego witam najserdeczniej! Janusz Krasiński nie umie powiedzieć czy jest potomkiem rodu Krasińskich i czy nosi geny Zygmunta Krasińskiego (rodzice zginęli w czasie okupacji niemieckiej, kiedy był dzieckiem), twierdzi jednak, że ideały trzeciego wieszcza są mu bliskie, tak samo jak Opinogóra i położone niedaleko stąd Krasne, historyczne gniazdo rodziny Krasińskich. Przybył do nas wraz z przyjaciółmi, którzy chcieli mu towarzyszyć, m.in. z żoną Barbarą, reżyser Joanną Żamojdą oraz ze znanymi pisarzami: Włodzimierzem Odojewskim i Jarosławem Abramowem Newerlym, który od lat przebywają na emigracji…. Witam gorąco!
Najpierw chciałabym przybliżyć sylwetkę naszego GOSCIA – nieco w dłuższej formie, gdyż biografia Janusza Krasińskiego jest niezwykła, wręcz niespotykana, a jednocześnie bardzo ważna w jego twórczości.
Janusz Krasiński – urodzony 5 lipca 1928 r. w Warszawie – to prozaik, reportażysta, poeta, a także autor słuchowisk radiowych, scenariuszy filmowych, dramatów. Działał najpierw w Związku Literatów Polskich, później w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich (w latach 2005-2008 r. był jego prezesem, obecnie jest prezesem honorowym), należy też do PEN-CLUBU. Był członkiem redakcji tygodników: „Kultura”, „Współczesność”, pracował również w redakcji Teatru Polskiego Radia, „Dialogu”.
Już we wczesnej młodości Janusz Krasiński został ciężko doświadczony przez dwa systemy totalitarne: nazizm i komunizm. W czasie okupacji niemieckiej – jako 11-latek – był harcerzem, działał w konspiracji, należał do Szarych Szeregów AK – i nie jeden raz ocalał cudem. Brał też udział w Powstaniu Warszawskim, stąd do dziś umie – jak wyraził się w jednym z wywiadów – z zamkniętymi oczami rozłożyć i złożyć stena czy kolta… Po klęsce Powstania Warszawskiego stracił wszystko, nie tylko wolność.
Rodzinna kamienica na ulicy Senatorskiej w Warszawie została zrównana z ziemią i rozpoczął się jego dramat więzienny. Kiedy miał 16 lat Niemcy wywieźli go do Auschwitz-Birkenau (wraz z matką, która widząc, że zabierają jej syna dostała ataku nerwowego i Niemcy dołączyli ją do grupy Żydówek jadących do Auschitwz wprost do komory gazowej). Później – w latach 1944-45 – był więziony w dwóch obozach koncentracyjnych w Niemczech: Flossenbürgu pod Norymbergą oraz w Dachau. Pracował tam w kamieniołomach i znów miał wiele szczęścia – zarząd obozu w Dachau szykował transport więźniów, „szkieletów” (jak wspomina), aby ich utopić w morzu, ale operację tę przerwały wojska amerykańskie….
W 1947 r. – czyli jako 19-latek – po prawie dwóch latach pobytu w amerykańskiej strefie okupacyjnej w Niemczech Zachodnich (gdzie też siedział w areszcie za powielanie i propagowanie antykomunistycznych ulotek) – Janusz Krasiński zdecydował się wrócić do kraju. Chciał nadal walczyć o Polskę niepodległą, gdyż nie wątpił, iż została zniewolona przez Stalina. Jednak natychmiast trafił znowu do więzienia, tym razem UB, oskarżony o szpiegostwo na rzecz Amerykanów. W procesie, 6 stycznia 1948 r., który był farsą, prokurator domagał się najpierw kary śmierci, później dożywocia, w końcu skazano go na 15 lat więzienia. Odsiedział dziewięć – w katowniach na warszawskim Mokotowie, w Rawiczu i Wronkach.
O nieludzkich tam warunkach, „nieziemskich cierpieniach”, torturach, upodleniu, nienawiści klasowej, czy strasznym głodzie, nie będę wspominać, może później przybliży je sam pisarz. Także o swoim towarzystwie w więzieniu, np. na Mokotowie siedział w kilkunastoosobowej celi, ale więźniów było ok. 100, ale jakich!, m.in. pułkownika Wacława Lipińskiego zamordowanego potem we Wronkach, kapitana Ryszarda Jamontt-Krzywickiego, adiutanta trzech kolejnych wodzów Polski Podziemnej, profesorów: Władysława Tarnawskiego – anglisty, tłumacza Szekspira, i Jana Rodożyckiego, autora przekładów Józefa Flawiusza (z tomu „Na stracenie”)]. Ze stalinowskich więzień Janusz Krasiński został zwolniony w 1956 r. – na mocy amnestii (ale dopiero 10 lat temu, w 1998 r., został uniewinniony przez Sąd Najwyższy z zarzutu szpiegostwa).
Po opuszczeniu ubeckich katowni, więzień polityczny, „zapluty karzeł reakcji”, miał 28 lat. I właśnie wtedy, w 1956 r., przypada jego debiut poetycki – był to wiersz „Karuzela”, wydrukowany na łamach tygodnika „Po prostu” (choć właściwie to zadebiutował już w 1952 r., w więzieniu w Rawiczu, na tabliczce z chleba, ale na szczęście to się nie wydało, bo by nie dożył 1956 r. i nie napisał wiersza „Karuzela”).
Od tamtej pory pisał (było to jego marzenie od dziecka), nie tylko wiersze i powieści, ale także – jak wspomniałam – scenariusze filmowe, słuchowiska radiowe, dramaty (szczególnie dwa z nich: „Czapa” i „Śniadanie u Desdemony” zyskały międzynarodowe uznanie, były wystawiane na Wschodzie i Zachodzie). Głównym tematem twórczości Janusza Krasińskiego stały się przeżycia wojenne i powojenne, jego własna niezwykła biografia (choć w utworach maskowana, zakonspirowana). Najpierw zawarł ją w twórczości nt. II wojny światowej – debiut książkowy Janusza Krasińskiego to „Haracz szarego dnia” (1959). Później ukazały się kolejne tytuły, m.in.:
• 1960, „Przerwany rejs „Białej Marianny” (tom reportaży)
• 1962: „Jakie wielkie słońce” (zbiór opowiadań napisany w 1957)
• 1962: „Kwatery”
• 1965: „Czapa czyli śmierć na raty”
• 1966: „Wózek”
• 1968: „Skarga”
• 1967: „Wkrótce nadejdą bracia”
• 1968: „Filip z prawdą w oczach”
• 1968: „Skarga”
• 1971: „Śniadanie u Desdemony”
• 1973: „Żywioł dotąd nie znany”
• 1979: „Syn Wallenroda”
• 1983: „Gdybyś poszedł pierwszy”
Po upadku w Polsce władzy ludowej, Janusz Krasiński zabrał się do pisania prawdy o komuniźmie i o czasach PRL. W swoich ostatnich czterech tomach sfabularyzowanej biografii – począwszy od wspomnień z młodości, przez okupację, Powstanie Warszawskie, niemieckie obozy koncentracyjne, absurdalny proces o szpiegostwo na rzecz USA i wyrok 15 lat, więzienia w Mokotowie, Rawiczu i Wronkach – aż do 1984 r. Jest to dramat indywidualny, narodowy; dramat pokolenia polskich patriotów, bohaterów, skazanych na unicestwienie przez stalinowski reżim. Składa się z czterech tomów prozy:
• Versus, Białystok 1992,: „Na stracenie” (pierwsza część cyklu autobiograficznego)
• Czytelnik, Warszawa 1996: „Twarzą do ściany” (druga część cyklu)
• Prószyński i spółka, Warszawa 1999: „Niemoc” (trzecia część cyklu)
• Arcana, Kraków 2005: „Przed agonią” (czwarta część cyklu)
Cykl ten łączy jeden bohater, Szymon Bolesta – „alter ego” autora. Pierwsze dwie powieści: „Na stracenie” (1992) i „Twarzą do ściany” (1996) – opowiadają o jego młodości, skazaniu oraz pobycie w więzieniach PRL; w trzeciej, pt. „Niemoc” (1999) – bohater wychodzi na wolność i usiłuje się jakoś urządzić w gomułkowskiej Polsce. I ostatni tom, „Przed agonią”, mówi o losach Szymona Bolesty na tle kryzysów polityczno-społecznych w PRL, wzlocie „Solidarności” i wyhamowniu dynamiki społecznej wskutek wprowadzenia stanu wojennego. Opisując życie Szymona Bolesty, Krasiński pisze o doświadczeniu totalitaryzmu, o perelowskim życiu człowieka, któremu doświadczenia życiowe nie pozwalają ani uwierzyć w komunistyczny system, ani też iść z nim na kompromis.
Janusz Krasiński był nagradzany za swoją twórczość (choć raczej niemedialnie i nie tak często jak na to zasługiwał). Już za powieść „Wózek” otrzymał w 1967 r. Nagrodę im. S. Piętaka. Jest też laureatem Nagrody Fundacji Turzańskich (1992), Nagrody Literackiej im. Władysława Reymonta (1997), Nagrody im. Andrzeja Kijowskiego (2000), a najbardziej prestiżową – Nagrodę Literacką im. Józefa Mackiewicza (2006) – otrzymał za najnowszą powieść „Przed agonią”, stanowiącą ostatnią część wspomnianego już 4-tomowego cyklu.
W sumie Janusz Krasiński jest autorem ok. 20 tytułów. Twórczość jego budzi wstrząs, pokazuje bowiem okrucieństwo świata okiem stoickiego reportera, broniącego kawałka swej duszy. Wszystkie książki tego autora są ważne, interpretują historię zagrożoną dziś niepamięcią, mają głębokie przesłanie etyczne. Nie naginał nigdy pióra do tandetnych mód, czy polityki, nie wyrzekł się własnego sposobu widzenia, aby tylko płynąć w głównym nurcie.
Zawsze kierował się jasną i bezwględną hierarchią wartości, przyzwoitością, odwagą i mądrością, zachowując człowieczeństwo i niezłomność (mimo ekstremalnie trudnych warunków, skrajnego upodlenia w stalinowskich więzieniach). Do dziś, jako jeden z nielicznych, pozostał w kręgu etyki heroicznej. Można go zaliczyć do pokolenia „Współczesności”, a jednocześnie – ze względu na dramatyczny życiorys – do pokolenia młodzieży akowskiej.
Zgadzam się z opinią krytyka literackiego Tomasza Burka, który określił ostatnie powieści Janusza Krasińskiego mianem arcydzieł. Wypełniają one bowiem lukę we współczesnej, nielicznej, literaturze polskiej opisującej okres PRL, stanowiąc literackie świadectwo tamtych czasów. Nie są to opowieści o niczym – bezpieczne, o duchach, czy pozorach – tylko żywe, realistyczne dzieła, gdyż powstały w oparciu o autentyczne przeżycia autora, który był świadkiem i ofiarą. Są one niezbędne do poznania historii Polski XX w., gdyż Janusz Krasiński pozostał dziś jednym z niewielu pisarzy, którzy prowadzą bój o pamięć, tak szybko ulegającej erozji.
(wystąpienie Teresy Kaczorowskiej, Muzeum Romantyzmu w Opinogórze, 16.10.2008)
Jedynie prawda jest ciekawa…
Janusz Krasiński wygłosił w Opinogórze dwa eseje o swoich wielkich pasjach: o pisaniu i o czytaniu. Prowadził też rozmowę z prowadzącą spotkanie oraz słuchaczami.
W pierwszym eseju przybliżył możliwości pisania (o czym marzył już od dziecka) w ciągu całego niezwykłego życia, począwszy od warunków więziennych, aż po dzień dzisiejszy. Oczywiście najtrudniej było uprawiać zawód pisarza w stalinowskich więzieniach, gdzie spędził lata 1946-1956. Ale i w ubeckiej celi – co dla większości wypełnionego po brzegi muzeum było zupełnie nieznane, zwłaszcza dla młodzieży, stąd słuchała go w niesamowitej ciszy – udawało się wykonać z masy chlebowej, zaczernionej sadzą, pomazanej skwarką i proszkiem do zębów – tabliczkę niczym biały, kredowy karton.
To na takiej tabliczce Krasiński zadebiutował wierszem w 1952 r. w Rawiczu; na nich też więźniowie uczyli się ułamków, czy robili notatki z wykładów (z biologii, filozofii, nawet teologii). Potem, po zapamiętaniu zapisanej treści, tabliczkę ścierało się i zaostrzoną zapałką pisało nowe dane (fragmenty tamtych wierszy Krasiński cytuje do dziś z pamięci). A uczyć się było od kogo!
Po 1946 r. w ubeckich więzieniach siedziała cała elita polskiej inteligencji, np. języka francuskiego pisarz uczył się od reemigranta z Francji, zaś angielskiego – od Jana Radożyckiego, tłumacza dzieł Flawiusza (obaj, podobnie jak Krasiński, otrzymali wyrok w sfingowanych procesach za szpiegostwo; a wielu tylko za to, że myśleli inaczej). Tabliczka z chleba była wielkim wynalazkiem! Przypominała więźniom, że są ludźmi piśmiennymi, stąd chronili ją jak oka w głowie – najlepiej w głęboko w więziennym sienniku, chociaż i tam podczas kipiszu, czyli rewizji w celi, ją znajdowano (zawartość sienników wysypywano na środek celi). Z masy chlebowej robiono też szachy, jeszcze bardziej pracochłonne.
Czasami w ubeckim więzieniu udawało się napisać coś ołówkiem, ale był to przedmiot najsurowiej zakazany. Kary za posiadanie ołówka były wprost drakońskie (np. karcer, czy kantówka), gdyż więźniowie mogliby pisać nim grypsy na skrawkach gazet (choć w celi rzadkich), „knuć”, czy przekazywać szczegóły o życiu w celi i doznawanych torturach… Dopiero po śmierci Stalina ołówek i zeszyt Krasiński mógł otrzymać oficjalnie (choć po głodówce). Ale i wtedy pisać mógł tylko teksty bezpieczne, inne lepiej było zapamiętać….
Po wyjściu z więzienia, jako 28-latek, przyszły pisarz rozpoczął pracę w drukarni. Wtedy ujrzał wydrukowany w „Po prostu” swój wiersz „Karuzela”, który napisał w więzieniu i przechował w głowie. Sprawiło mu to ogromną satysfakcję, był to bowiem jego prawdziwy debiut, a po tygodnik ten stało się w kolejce! Krasiński wspomniał też o swoim debiucie książkowym, który Julian Przyboś określił słowami: „Wszedł pan do literatury z oklaskami”. W PRL-u młody adept pióra zaczynał od pisania reportaży z Polski, której po kilkunastu latach wojny i więzienia musiał się uczyć od nowa, podobnie jak języka i wszelkich realiów. Zawsze miał problemy z cenzurą (na jego drodze znowu pojawił się płk Różański…).
Na pytanie co jest celem jego twórczości Krasiński odpowiedział, że na pewno nie promowanie własnej biografii, ale pragnienie zachowania tych straszliwych dziejów dla swego narodu. Już w więzieniu czuł, że musi napisać książkę o obydwu systemach totalitarnych, których osobiście doświadczył: o nazizmie oraz stalinizmie; i niewątpliwie świadomość, że musi dać świadectwo, pomogła mu przetrwać. Najbardziej chciał pokazać wspaniałe postawy wielkich rodaków, godne zachowanie się Polaków patriotów, którzy nie dali się złamać i pozostali sobą. Niezachowanie godności, donoszenie na kolegów, zdarzało się wśród przedwojennych elit nich naprawdę bardzo rzadko (UB musiało do cel wprowadzać swoich kapusiów).
W sumie droga piśmiennictwa Janusza Krasińskiego – począwszy od tabliczki z chleba, przez ołówek, potem pióro, maszynę do pisania, aż po komputer – była niezmiernie skomplikowana. Trwa to właściwie do dziś, gdyż – jak stwierdził Tomasz Burek („Rz”,4-5.10.2008) – pierwszy tom jego biograficznej narodowej epopei „Na stracenie” nie stał się literacką wizytówką odradzającej się Rzeczypospolitej, ani sztandarowym dziełem wspierającym proces dekomunizacji, depeerelizacji oraz oczyszczania zbiorowej świadomości Polaków i dążenia do prawdy. Twórczość jego jest wciąż jakby zakonspirowana, nie z pierwszych stron gazet, lektur szkolnych, ani z witryn księgarskich (chociaż jeśli już książki Krasińskiego dotrą do bibliotek, to są czytane aż do strzępów…). Zdaniem Tomasza Burka zmowa milczenia i utrącanie twórczości Janusza Krasińskiego, którą nazwał arcydziełami, to dziś skutecznie zaplanowana akcja.
– Tematy, które podejmuję mają być zapomniane. Wielu oprawców jeszcze żyje, ma wielki wpływ na kulturę i chodzi o to, abyśmy powoli stracili naszą prawdziwą historię… – powiedział laureat Nagrody im. Mackiewicza. W dyskusji nie dał się jednak wciągnąć w polityczną dyskusję. Wygłosił natomiast drugi esej, w którym przybliżył swoje ulubione lektury: przed wybuchem II wojny światowej, podczas trwania obydwu okupacji, a potem w więzieniach: niemieckich (czytał np. „Trzy flagi” K.I. Gałczyńskiego, które do dziś umie na pamięć) i stalinowskich.
Później już nigdy nie miał tyle czasu na czytanie… Kiedy na mocy Października’56 odzyskał wolność, czytał literaturę zakazaną, z drugiego obiegu, szukając wzorów dla własnej literatury. Dopiero wolność po 1989 r. przyniosła pełną swobodę lektur, ale z kolei skrępowaną cenami. Na zakończenie pisarz wyraził niepokój z powodu inwazji kultury obrazkowej. – Ja prozaik, dramatopisarz, też myślę obrazami, ale co ze słowem? – pytał retorycznie. – Czy wkrótce analfabetyzm nie stanie się czymś wstydliwym? – zapewnił jednak, że nadal będzie pisał i czytał, wbrew wszystkiemu. Jak termita na zapadającej się Atlantydzie…
Teresa Kaczorowska
Janusz Krasiński
Karuzela
Gdzieś tam po rzece, gdzieś po fali
Ostatniej burzy echo grzmi.
Jakby drewniaki wymieniali,
Jakby ktoś pięścią walił w drzwi.
A my na kółko spacerowe
A my na kółko, w krąg, po dwóch…
A nam zabawa tylko w głowie:
„Antek, karuzel puszczaj w ruch!”
Kulawy Antek kółkiem kręci.
Po środku liśćmi żółty staw.
My do zabawy zawsze chętni,
Więc w krąg za Antkiem człap, człap, człap.
Pchaj, Antek! Żywo, ja pomogę
Jak wtedy w odpust, tam, w niedzielę,
Pchaj! – Antek w lesie stracił nogę,
A teraz kręci karuzelę.
* * *
Dziś w szybach niebo granatowe,
Wiatr gwiżdżąc chyłkiem bramą wbiegł
I pod nogawki drelichowe
Miota kłujący zimny śnieg.
A my w kółeczko, dalej, hopla!
O, jaki śmieszny we łbie wir.
A zima hardo sterczy w soplach,
A pod butami śnieg skwir, skwir.
Kręcą się okna pawilonu
I mur czerwony w kółko mknie,
I czarna wrona reflektoru
Na jednej nodze kręci się.
Z kieliszkiem wieży wiatr się trącił
Co wyżej, komin jest czy dym?
Coraz się więcej w głowie mąci,
Na śmierć się spiłem nie wiem czym.
* * *
Pac, z dachu spadła czapa.
Z muru ukradkiem spełznął szron.
I przyszło się w kałuży chlapać
Pięć czarno wyfraczonych wron,
A my na kółko spacerowe,
A my na kółko, w krąg, po dwóch…
A nam zabawa tylko w głowie:
„Antek, karuzel puszczaj w ruch!”
Ale coś dzisiaj nie wesoło.
Czy to dlatego, że w tę maź
Tak buty grzęzną? Nic to, w koło
Pchaj dalej, Antek, w błoto właź!
Wiesz, jużem trochę poweselał,
Jest w tym kółeczku jakaś moc…
Ech, to ci bracie karuzela
Kręci się, kręci dzień i noc.
* * *
Dyszą zeschnięte kępy trawy.
Od muru lawą chlusta żar.
I czerwonawo szczaw się żarzy –
Od słońca zajął się w ten skwar.
A na kółeczku, na podwórzu
I stuk, stuk, stuk i tup, tup, tup…
Kreci się ruda chmura kurzu
Drepcząca w sto pięćdziesiąt nóg.
I gra bębenek karuzeli,
Oj, gra, że uśmiać się do łez.
„Ech, kto tam znowu – do cholery
Charczy jak zdychający pies?
Czemu tak oczy ma rozwarte?
Palcami w chudą pierś się wpiął,
Co tak nim wstrząsa, szarpie? „Antek,
Stój, ktoś na kółku rzyga krwią!”
(wiersz Janusza Krasińskiego, uznawany za jego debiut literacki („Po prostu”, 1956), który m.in. przeczytał na spotkaniu w Opinogórze 16.10.2008)