Herodot Polonii amerykańskiej
W ubr. minęło 70 lat od powołania Muzeum Polskiego w Ameryce. Pierwszym jego kustoszem był Mieczysław Haiman (1888-1949), emigrant ze Lwowa o nietuzinkowej biografii, bo w jednej osobie marynarz i podróżnik, poeta i dziennikarz, pisarz i historyk polonijny, archiwista i bibliotekarz. Choć należy do osób najbardziej zasłużonych dla emigracji polskiej w Ameryce, a także dla Polski, dziś odchodzi w zapomnienie.
Przed kilkoma laty, kiedy zwiedzałam Muzeum Polskie w Chicago, Haiman tak mnie zaintrygował, że najpierw zaczęłam czytać jego książki (niektóre są w polskich bibliotekach), a potem, gdy zorientowałam się, że nikt właściwie o nim nic nie napisał, zabrałam się za jego biografię.
Z moich wędrówek ścieżkami Haimana, w Polsce i w Ameryce, wyłania się powoli zarys niełatwego, wręcz heroicznego życia człowieka o wielokulturowych korzeniach, czystego serca i szlachetnej osobowości, utalentowanego, otwartego do ludzi i świata, bezgranicznie oddanego Polsce i Polonii. Pragnę je dziś nieco przybliżyć czytelnikom „Twórczości”, gdyż Mieczysław Haiman był przede wszystkim literatem.
Pisał wiersze i opowiadania (nigdy nie wydane), jest też autorem wielu publikacji i kilkunastu książek na temat nieznanej, a chlubnej, przeszłości polskiej w Ameryce. Za uprawianie twórczości pisarskiej wyróżniła go Srebrnym Wawrzynem Akademickim Polska Akademia Literatury (1935), Orderem „Polonia Restituta” rząd II Rzeczypospolitej (1935) i swoją nagrodą Światowy Związek Polaków z Zagranicy (1935). Warto więc poznać nieco życie Herodota Polonii amerykańskiej (tak go nazwałam ze względu na podobieństwo do Herodota ze starożytnej Grecji), które jako pierwsza rekonstruuję z wyszukiwanych skrawków przeszłości.
Mieczysław Albin Franciszek Haiman urodził się 31 marca 1888 r. w Złoczowie, woj. lwowskie, jako syn Wilhelma Franciszka Haimanna i Zuzanny Franciszki Marii Ziołkowskiej; drugi z trojga ich dzieci: dwa lata po siostrze Marii Herminie i dwa lata przed bratem Adamem. Do tej pory niewiele było wiadomo o jego rodzinie. Na podstawie archiwaliów odkryłam, że ojciec Mieczysława Haimana, oficer armii austriackiej, miał niemieckie pochodzenie (stąd nazwisko przez dwa „n”, czego nie używał już syn).
Z kolei matka pochodziła ze szlacheckiej polskiej rodziny herbu Korczak (po mieczu) i Sas (po kądzieli) i wywodzili się z niej również pisarze: Jadwiga Sas Zubrzycka (Jadwiga z Łobzowa) i Jerzy Broszkiewicz. Herodot Polonii amerykańskiej miał więc po ojcu korzenie niemieckie, po matce polskie, urodził się na ziemiach pod zaborem austriackim, a został Amerykaninem. Po matce odziedziczył patriotyzm, katolicyzm, niepodległościowe tradycje, otwartość na świat, po ojcu zapewne – pracowitość i obowiązkowość.
Mieczysław Haiman, a właściwie Haimann, spędził na ziemi lwowskiej dzieciństwo i młodość. Został wcześnie sierotą: ojciec zmarł kiedy miał trzy lata, matkę stracił jako piętnastolatek. W wychowaniu trójki sierot pomagała rodzina matki ze Lwowa: Ziołkowskich i Zubrzyckich. Wczesne sieroctwo miało na jego życie decydujący wpływ: pozostał wątły, nieśmiały, niedokształcony, musiał od dziecka pracować. Ukończył zaledwie 3 klasy gimnazjum we Lwowie, jako 18-latek zaciągnął się do austriackiej marynarki i został zapalonym żeglarzem.
Pływał po morzach i oceanach przez pięć lat. Najbardziej oczarowała go Japonia, swoją kulturą i mitem, że wytatuował sobie na ramieniu, w czterech kolorach, japońskiego smoka Tatsu Imperiale, którego nosił na przedramieniu aż do śmierci. Podczas pięcioletniej służby na morzu Haiman doszedł do podobnego systemu wartości, jak Joseph Conrad. Teodor Józef Korzeniowski, późniejszy angielski pisarz Joseph Conrad (1857-1924), podobnie jak Haiman też wcześnie osierocony, wychowujący się w Krakowie i we Lwowie pod opieką wuja – także pływał najpierw po morzach, a potem w swoim pisarstwie przekonywał o bezwzględnej konieczności przestrzegania zasad etycznych, ukazywał heroizm wierności wobec obowiązków społecznych, odpowiedzialności i honoru.
W 1913 r. Mieczysław i Adam Haimanowie wyemigrowali do USA. Ich siostra Maria Hermina, z zawodu nauczycielka, trzy lata później wstąpiła do klasztoru Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP w Jarosławiu. Jej bracia w Ameryce, pomimo emigracyjnej poniewierki i ciężkiej fizycznej pracy, zaangażowali się od razu na rzecz odzyskania niepodległości Polski. Mieczysław Haiman wstąpił do Sokolstwa Polskiego w Ameryce, wierząc, że ta skautowska organizacja weźmie w swoje ręce sztandar walki o wyzwolenie ojczyzny. Stał się jednym z najbardziej aktywnych Sokołów tej „Pierwszej Straży Narodu”, kupił sobie broń i mundur, brał udział w kursach bojowych.
Pragnął wstąpić do Armii Polskiej, jak uczyniło to ok. 20 tys. polskich Sokołów w Ameryce, lecz zamiarom jego kategorycznie przeciwstawił się Hilary H. Chmieliński, wydawca „Kuryera Bostońskiego”, gdzie Haiman po trzech latach pobytu w Stanach Zjednoczonych został zatrudniony jako dziennikarz (natomiast brat Adam wziął udział w I wojnie i zginął we Francji w 1918 r.). Sokolim ideom Haiman pozostał jednak wierny do końca życia. Sokolstwo Polskie w Ameryce też było z niego dumne, odznaczyło go Srebrnym Krzyżem Zasługi Legii Honorowej i włączyło się w tworzenie Funduszu Haimana, aby w 1948 r. ratować jego życie.
W okresie przynależności do Sokolstwa i utrzymywania się jeszcze z pracy fizycznej, Mieczysław Haiman odkrył w sobie żyłkę pisarską. Zaczął od pisania wierszy i publikowania ich w prasie polsko-amerykańskiej. Jego talent dostrzegł ks. dr Aleksander Syski (1876-1945), który jako redakator naczelny zaproponował mu etat dziennikarza w „Kuryerze Bostońskim”. Praca w tej redakcji odmieniła życie Haimana i dała początek ich dozgonnej przyjaźni. Ks. prałat Syski z Bostonu, rodem z Mazowsza, gruntownie wykształcony w Polsce i Rosji (wyemigrował w 1908 r., bo za antycarską działalność groziła mu zsyłka na Sybir), jeden z największych umysłów i publicystów emigracyjnych w Ameryce, aktywny działacz obozu narodowego, nazywany „kanclerzem Polonii amerykańskiej”, przyjaciel Ignacego Jana Paderewskiego (wygłaszał mowy pogrzebowe zarówno nad trumną Heleny Paderewskiej w 1934 r., jak i Jana I. Paderewskiego w 1941 r.) wywarł wielki wpływ na ukształtowanie młodego imigranta. Prałat, a później szambelan, ks dr Aleksander Syski stał się mistrzem duchowym wrażliwego poety z Kresów. Nawet żoną Haimana została Kazimiera Nigbor, sekretarka i nauczycielka w szkółce parafialnej ks. A. Syskiego w Hyde Park (południowej części Bostonu), też pochodząca spod Lwowa.
Jak wspomina Bronisław Jezierski, kolega Haimana z redakcji, początkujący dziennikarz i poeta dał się od razu poznać jako człowiek niezwykle sumienny, pracowity i skromny, a zarazem pełen zapału i entuzjazmu zawodowego. Potrafił też zachować wierność swoim ideom. Kiedy wydawca „Kuryera Bostońskiego” zaczął forsować na łamach tego dziennika wrogość do I. J. Paderewskiego, Haiman zrezygnował z pracy w Bostonie i wyjechał do Buffalo (podobnie postąpił ks. A. Syski).
W poezji Haimana, publikowanej najpierw w „Kuryerze Bostońskim”, a później w Buffalo – w „Polaku w Ameryce” i „Telegramie”, gdzie był dziennikarzem w latach 1918-1927, a także w „Dzienniku dla Wszystkich”, z którym współpracował – przewija się czyste i głębokie ukochanie Polski oraz własnego narodu, szczera tęsknota za krajem, głęboka wiara w Boga oraz podkreślanie udziału Polaków w powstanie i rozwój Stanów Zjednoczonych, dla których Haiman też był oddany jako przybranej ojczyźnie. Idee te Haiman realizował także później w swoich pracach historycznych.
Odnalazłam ponad 50 wierszy Mieczysława Haimana: w różnych tytułach prasy polonijnej, antologiach i pamiętnikach wydawanych w USA, które podpisywał imieniem i nazwiskiem autora, ale częściej „Nie-Tersytes” (być może inspiracją do przyjęcia tego przekornego imienia stał się dla Haimana występujący w „Iliadzie” Homera grecki żołnierz spod Troi o imieniu Tersytes: wyjątkowo szpetny i złośliwy warchoł, buntujący się przeciwko wodzom). Oto przykład poetyckiej twórczości
Mieczysława Haimana:
PREZYDENTOWI WILSONOWI
(Pod wrażeniem wiekopomnej mowy Jego z dnia 8 stycznia 1918)
Kto jesteś Ty? Czyś z tronów zszedł wspaniałych,
Czy z potentatów wiedziesz rodowody,
Że rzucasz w świat głos taki przepotężny,
Że jako trąba archanielska dzwoni
I ludziom głowy wznieść każe do góry
I głosu twego słuchać wśród wichury?
Nie z tronów Ty, nie mocarz Ty orężny
Co się przyłbicą z żelaza osłoni
Aleś Ty ludu głos, Tyś duch jest tego ludu,
Co za swój pancerz pierś ma czarną z trudu,
I jesteś Ty, ten Boży słońca promień,
Co światu zabłysł pośród strasznej burzy,
Pochodni przeznaczenia Tyś jest twórczy płomień,
Co stary rzeczy porządek w proch burzy
I na tych gruzach, krwią ściekłych, spróchniałych,
Gmach stworzy wielki wolności, swobody!
Tyś mściciel ów, co wstał z najświętszych kości!
I leci Twój głos po świecie zbrodni,
Gdzie jeno serce ludzkie bije
I wstają ludzie – ludzie godni,
Niewolnik poczuł, że żyje.
I wstają narody w łachmanach,
Ich ręce od wieków w kajdanach,
Ich głowy w cierniach … Powstają,
Kajdany swe targają
I stoją równe z równymi
Wezwane głosy Twymi
Jako przykazał Bóg!
A nam, nam tułaczom,
Którym od wieków piersi płaczą,
Zranione, krwawe…których ręce skute
Już czas tak długi za grzechów pokutę…
Nam, nam nieszczęsnym Tyś jest stokroć drogi
Bo w świat rzuciłeś głos bez trwogi
Że my żyjemy i że żyć będziemy!
Z grobu nas wskrzesił Bóg!
(Mieczysław Haiman, Kuryer Bostoński, nr 10, 10 stycznia 1918 r.)
W „Polaku w Ameryce” Haiman prowadził stałą rubrykę poezji „Na Marginesie”. Zamieszczał w niej swoje krótkie, rymowane, przeważnie satyryczne formy, będące komentarzem aktualnych wydarzeń społeczno-politycznych. Pierwszym opublikowanym, 7 stycznia 1920 r., wierszem – fraszką był Roman Dmowski:
Czyście też, moi państwo, rzecz jedną spostrzegli,
Jeśliście jako – tako w polityce biegli?
Gdy księżyc się ukaże wnet ozwie się psisko
Już drugi na niebieskie drze mordę zjawisko;
Potem trzeci i czwarty, już cała gromada…
I tak przez całą noc brzmi psia serenada,
A księżyc, nic nie robiąc sobie z głupich wrzasków,
Idzie i ziemi naszej użycza swych blasków.
Cóż to za polityka – już pytacie – słyszę;
Przeczytajcie, co dalej na marginesie piszę:
Księżyc – to Roman Dmowski;
Psy – jego wrogowie,
(A ma ich pewnie więcej niż włosów na głowie)
Wieszają go, krzyżują, plują nań, kąsają,
Zdrajcą, łotrem, złodziejem, szują nazywają,
Ze zbytniej złości sami dostają wścieklizny
A on, milcząc, pracuje ciągle dla Ojczyzny.
(Nie-Terystes, Na Marginesie, „Polak w Ameryce”, Buffalo, 7 stycznia 1920)
Wielkim admiratorem jego poezji był ks. Aleksander Syski. W jednym z listów 1922 r. (zachowała się szeroka korespondencja) pisał: „Toż to cacka te wiersze, co Pan zamieszcza (…) Ten ostatni wiersz o Ameryce dałem chłopcom, żeby mi się nauczyli deklamować. Niechże Pan te rzeczy zbiera, aby wydać w książce, bo wielka szkoda by była to rozproszyć”.
W 1922 r., kiedy wybierał się do Polski na wakacje, zaproponował Haimanowi: „gdyby Pan zebrał i powierzył mi tomik swoich poezji, tobym w Warszawie próbował to dać do druku, boć to pewno tam na dolary można by uczynić bardzo tanio”. Poeta nie przekazał mu jednak żadnych utworów, czego jego Mistrz nie mógł mu darować.
Twórczość poetycką „Nie-Tersytesa” chwalili też inni, gdyż dzięki drukowaniu jej w prasie polsko-amerykańskiej, stawała się coraz szerzej znana. Prof. Stanisław Torosiewicz, podkreślając patriotyczną wymowę jego poezji, stwierdził w artykule Współcześni pisarze polscy w Ameryce („Roczniki Katolickie”,1934): „Nawet w Polsce zwróciłby na siebie uwagę taki poeta, a w Ameryce jest on dziś najpoprawniejszym i najlepszym”. Z kolei Bronisław Jezierski w „Polish American Studies” (1948) pisał:
„Jego czarujące wiersze przypominają mi utwory Tetmajera, Pola, Lenartowicza i Laskowskiego, szczególnie tego ostatniego”. Zakonnica Maria Alina Synal, która w 1952 r. przygotowywała na University De Paul w Chicago dysertację nt. twórczości Haimana, podkreśliła jego dużą wrażliwość i uczuciowość poetycką, przewijającą się w wierszach tęsknotę za ukochaną ziemią i ludem, ale także dydaktyzm utworów poetyckich: „Haiman w każdym utworze, nawet najdrobniejszym, uczy. Uczy wierzyć, by nie tracić nadziei, pracować, nie pragnąć rzeczy, nadzwyczajnych, przede wszystkim kochać”.
Początek lat dwudziestych XX wieku to najbardziej poetycki czas w biografii Haimana. Świadczą o tym nie tylko jego wiersze, ale nawet idea z 1921 r., aby przygotować w Stanach Zjednoczonych polskojęzyczną antologię poetów amerykańskich, a potem wydać ją w Polsce. „Kanclerz Polonii” popierał również i ten pomysł Haimana, choć do jego realizacji nigdy nie doszło. Do najbardziej charakterystycznych utworów należy wzruszający wiersz List do kraju oraz pomysłowy poemat Jak Bóg stworzył Amerykę i jak Polaków obdarował, gdy się do niej pokwapili.
Sukcesy na poetyckiej niwie były spełnieniem młodzieńczych marzeń Haimana. Jego kolega po piórze Artur L. Waldo pisał o tym do S. Marii Aliny Synal: „Jedną miał tylko słabość, jedno pragnienie. Ile razy czytał wiersze – pragnąłby umieć pisać wiersze. Poetą chciał być”. Kiedy jednak zachęcano Haimana, aby wydał swój tomik poezji, z wrodzoną sobie skromnością, zwykł mawiać: „W Ameryce wartość poezji jest równoznaczna z wartością wagi papieru, na którym poezja ta jest pisana”.
W Buffalo Mieczysław Haiman narodził się jako historyk. Ale nie stałby się nim na pewno, gdyby nie kochał poezji i literatury, nie miał w sobie ciekawości świata, gdyby nie czytał z zamiłowaniem książek. Czytanie było dla niego taką samą rozrywką, jak dla innych zbieranie znaczków, golf, czy zabawa w wesołym towarzystwie. Haiman nie był wysportowany ani rozrywkowy, nikt nie widział go też tańczącego, bo ponad wszystko wolał usiąść gdzieś w kącie z książką i czytać powoli, długo, z namysłem. „Treść rozbierał jak zegarmistrz przyniesiony zegarek do naprawy”, porównywał Artur L.Waldo.
Najbardziej fascynowała Haimana literatura faktu. Jako poeta był przede wszystkim wielbicielem Adama Mickiewicza, czytał o nim wszystko, m.in. trafił kiedyś na pamiętniki jego przyjaciela Antoniego Odyńca, z ich wspólnej podróży po Europie w latach 1829-1830 r. Odyniec opisał m.in. spotkanie w Rzymie Mickiewicza z Jakóbem J. Cooperem, ówczesnym pisarzem amerykańskim: ich wspólne spacery pośród ruin rzymskich, rozmowy.
Pamiętniki tak zafascynowały Hamana, że postanowił odnaleźć więcej szczegółów na temat spotkania autora „Ostatniego Mohikanina” z polskim wieszczem. Sięgnął więc do życiorysów obydwu mężów, zaczął bywać w miejskiej bibliotece w Buffalo i szperać w dawnych rocznikach czasopism, archiwaliach i różnych dokumentach amerykańskich. W ten sposób rozpoczął swoją pierwszą pracę badawczą, co zaowocowało szkicem historycznym pt. Jakób Fenimore Cooper, jako przyjaciel A. Mickiewicza i Polski.
Szkic ten został opublikowany w pierwszej książce Hamana Z Przeszłości Polskiej w Ameryce (1927), drukowanej najpierw w odcinkach w „Telegramie”. Zawiera ona 18 opowiadań historycznych o nieznanych początkach emigracji polskiej w USA. Haiman odkrył np., że już w 1608 r. Polacy byli w Jamestown i jako pierwsi produkowali tam smołę, ług, potaż, szkło, mydło, postawili też pierwszy dom i pierwszą studnię z żurawiem. Anglicy nie umieli wtedy nawet grać w piłkę – to emigranci znad Wisły nauczyli ich grać w polskiego palanta. Polacy położyli więc podwaliny nie tylko pod potężny później przemysł amerykański, ale i sport.
Byli również pierwszymi demokratami, bo w 1619 r. gdy Anglicy odmówili im prawa głosu w pierwszych wyborach, to zorganizowali pierwszy w historii Nowego Świata strajk. Materiały do tych i innych odkrywczych szkiców Haiman wyszperał w archiwaliach, głównie angielskojęzycznych, przy okazji poszukiwań związku Coopera z Mickiewiczem i Polakami. Od tamtej pory historyczne badania w dziedzinie Polonica Americana stały się pasją i głównym celem jego życia.
Kiedy dziennik „Telegram” w 1927 r. zbankrutował, Haiman przeniósł się do Chicago i został redaktorem „Dziennika Zjednoczenia”. W amerykańskiej stolicy Polonii zaczął wydawać następne książki, w j. polskim i angielskim, odkrywając kolejne dzieje Polonii. Szybko stał się jej pierwszym historykiem, a także autorytetem w tej dziedzinie dla Amerykanów.
W 1935 r. Zjednoczenie Polskie Rzymsko-Katolickie, najstarsza organizacja polonijna w Ameryce, powierzyła mu rolę pierwszego kustosza Archiwum i Muzeum Polskiego, które stworzył od podstaw, wyłącznie z darów, wraz z biblioteką i czytelnią. Istnieje ono do dziś, jako jedyne w obydwu Amerykach.
Za czasów Haimana (1935-1949) muzeum w Chicago przeżywało „złote lata”, wydawało ciekawe, angielskojęzyczne Annals of the Polish Roman Catholic Union Archives and Museum, działało pod jego przewodnictwem Polskie Towarzystwo Historyczno-Muzealne (wspierające muzeum finansowo), ponadto w 1942 r. powstała organizacja Polish American Historical Association (PAHA) i jej periodyk Polish American Studies. PAHA istnieje do dziś, skupia badaczy przeszłości polsko-amerykańskiej i co roku przyznaje w tej dziedzinie medale „Haiman Award”.
Haiman współpracowal też z ojczyzną: był korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie, autorem licznych haseł w „Polskim Słowniku Biograficznym” oraz rozpraw historycznych w „Nauce Polskiej”, wydawanej przez Kasę im. Mianowskiego w Warszawie. Po II wojnie pomagał stolicy w odbudowie księgozbiorów, m.in. Biblioteki Narodowej i Uniwersyteckiej, wysyłał książki, wspierał uczonych.
Haimanowi nie ułożyło się życie rodzinne. Za młodu stracił rodziców, dom i brata Adama. Żona całe życie chorowała, nie mieli własnych dzieci, co w dużym stopniu sprawiło, że nikt nie zadbał o jego Pamięć, kiedy odszedł przedwcześnie, 15 stycznia 1949 r., mając zaledwie 61 lat. Z pewnością nie zasługuje na zapomnienie.
Na razie udało mi się zebrać jego wiersze, opatrzeć krótką biografią i wydać je w tomiku Herodot Polonii poetą (jest już tłumaczony w USA na j. angielski). Mam też nadzieję, że biografia, którą przygotowuję, będzie ciekawa i wskrzesi Mieczysława Haimana z niezasłużonej niepamięci.
(tekst opublikowany w miesięczniku „Twórczość” (nr 2/2007)