Czy tragedia smoleńska to „drugi Katyń”?

Czy tragedia smoleńska to „drugi Katyń”?

W ostatnich dniach miałam sporo spotkań autorskich i prelekcji o zbrodni katyńskiej, w tym dla młodzieży . Zarówno na ternie Polski, jak i Stanów Zjednoczonych. W trakcie rozmów padały zazwyczaj pytania: czy można mówić o katastrofie smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 roku jako „drugi Katyń”? Pytanie niebezpodstawne, bo po zastanowieniu można rzeczywiście doszukać się wielu analogii.

Obydwie tragedie wydarzyły się wiosną (dzieli je tylko 70 lat) i w tym samym lesie katyńskim na terenie Rosji (nazywanej ziemią nieludzką). W obydwu zginęli niewinni Polacy – najwybitniejsi obywatele Rzeczypospolitej, w większości patriotyczni, niezłomni w dążeniu do ojczyzny wolnej i niepodległej. Podobne są też mechanizmy i trudności w badaniu przyczyn tych dwóch tragedii.
W przypadku zbrodni katyńskiej władze partyjne i rządowe sowieckiej Rosji obarczyły winą za mord ok. 22 tysięcy polskich oficerów hitlerowskie Niemcy.

Ponadto w procesie norymberskim Rosjanie oskarżyli Niemców o ludobójstwo na narodzie polskim, choć dziś kwestionują, że mord katyński ludobójstwem nie jest. Wtórowały im w tym ówczesne władze Polski Ludowej. Kłamstwo katyńskie, przy milczeniu zachodnich mocarstw, ZSRR propagował agresywnie na arenie międzynarodowej przez 50 lat, zacierając jednocześnie wszelkie materialne i niematerialne ślady oraz dowody zbrodni z 1940 roku. Działo się tak aż do roku 1990, kiedy rząd Michaiła Gorbaczowa przyznał, że to jednak sowieckie NKWD dokonało masowego mordu na polskiej inteligencji.

Następca Gorbaczowa, prezydent Borys Jelcyn, przekazał Polsce dalszą część moskiewskich archiwów, w tym kluczowy dokument – Rozkaz z 5 marca 1940 roku, o rozstrzelaniu tysięcy Polaków bez aktu oskarżenia, wyroku sądu, a nawet bez powiadomienia ofiar – podpisany przez siedmiu najważniejszych radzieckich dygnitarzy partii i państwa, ze Stalinem, Berią i Mołotowem na czele.

W przypadku katastrofy smoleńskiej Rosja, już niby nie sowiecka, też robi wszystko, aby nie wyjaśnić wszystkich okoliczności oraz przyczyn tragedii. Tym razem kolportuje od pierwszych chwil po katastrofie kłamstwo: zawinili tylko polscy piloci. I też dzieje się to przy aprobacie polskich dygnitarzy i obojętności zachodnich mocarstw. Obydwa rządy – Warszawy i Moskwy – są przeciwne powołaniu międzynarodowej komisji śledczej, mataczą, dezinformują, manipulują, jakby chciały – podobnie jak w przypadku zbrodni katyńskiej – ukryć prawdę. W obydwu tragediach główne dowody pozostają również w rękach Rosjach. W obydwu też Polacy scedowali prowadzenie śledztwa na Rosjan.

W przypadku zbrodni katyńskiej Rosjanie umorzyli w 2004 roku, po 14 latach, rozpoczęte w 1990 roku śledztwo, utajniając do dziś jego uzasadnienie. Polskie śledztwo rozpoczął więc IPN, ale zamknięte za Putina archiwa moskiewskie utrudniają jego zakończenie. Z kolei śledztwo smoleńskie w Rosji zamieniło się wręcz w niszczenie śladów katastrofy z 10 kwietnia 2010 (złomowanie samolotu, poprawianie zeznań kontrolerów, zniknięcie zapisów wideo z wieży kontrolnej). Aby też nie można było ustalić prawdy. Rząd w Polsce, przy pomocy liberalno-lewicowych mediów, wspiera – jak kiedyś – wersję rosyjską. Wystarczy wspomnieć oskarżanie prezydenta Lecha Kaczyńskiego o współwinę (naciski o lądowaniu), a pilotów o podporządkowanie samobójczym rozkazom zwierzchnika Sił Zbrojnych RP, pijanym generale Andrzeju Błasiku, itp.

Podobne jest również niezadowolenie z oddawania czci i zachowania pamięci dla ofiar obydwu tragedii. Rodziny katyńskie do dziś są obarczone swoistym piętnem Katynia, gdyż przez pół wieku musiały żyć w kłamstwie, strachu i niepewności jutra. Przyznanie się, że ktoś z rodziny zginął w Katyniu było niebezpieczne, bo ich bliskich deportowano w głąb Rosji, wtrącano do więzień, dzieci pomordowanych oficerów miały problemy w dostaniu się na studia, czy robieniu zawodowych karier. Przez pół wieku rodziny katyńskie musiały znosić kłamstwo, że ich mężowie, czy synowie – przedwojenna patriotyczna elita, która w II RP odbudowywała ojczyznę po trwającej 123 lata niewoli – to przestępcy, wrogowie ludu, nie zasługujący na nazwiska, groby, hołd, a nawet wspomnienie…

Podobne analogie można odnieść do rodzin tragedii smoleńskiej i obywateli, którzy chcą zachować o ofiarach pamięć, oddać szacunek i przywiązanie do ich ideałów. Są za to krytykowani i wyśmiewani („kończcie tę żałobę!”). Ognie pamięci przed Pałacem Prezydenckim są przez służby pani Gronkiewicz Waltz (przy wsparciu najwyższych władz RP i większości mediów) szybko gaszone i wyrzucane do śmieci, łącznie z portretami Marii i Lecha Kaczyńskich oraz żałobnymi wieńcami. Służbom przeszkadzają nawet wzruszające „krawężnikowe tulipany” dla Pani Prezydentowej.… I podobnie jak w przypadku Katynia, nie pozwala się na budowanie pomników, nadawanie imion obiektom, itd.

Trwa więc podobna akcja propagandowa i walka, aby zabić Prawdę i Pamięć. Mimo, iż Katyń pokazał, że to niemożliwe. Krzyże katyńskie i pomniki stoją bowiem na całym świecie, a szerokich obchodów pierwszej rocznicy katastrofy smoleńskiej nie dało się zatrzymać nawet szarpaniem posłów. Bo naród – niezależnie od polityki – ma prawo stawiać pytania, ma prawo domagać się od władz, które opłaca, rzetelnego wyjaśnienia katastrofy, która na zawsze przejdzie do podręczników historii (mimo systematycznego ograniczania tego przedmiotu w szkołach). Polacy mają też prawo nie chcieć, aby ich kraj był budowany już nie tylko na fundamentach kłamstwa katyńskiego, ale i smoleńskiego.

O czym świadczą te wszystkie analogie? Oby za kolejne 50 lat świat nie dowiedział się, że elita Polski została po 70 latach ponownie eksterminowana, bo przeszkadzała w budowaniu rosyjskiego imperium…

Tekst ten ukazał się 18 kwietnia w „Naszym Dzienniku” –
http://www.naszdziennik.pl/print.php?dat=20110419&id=my02.txt&typ=my