Jubielusz 10-Lecia Ciechanowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich – Podczas XVI Warszawskiej Jesieni Poezji, Dom Literatury w Warszawie, 12.X.2007
Związek Literatów Polskich Oddział W Ciechanowie, kierowany od 7 lat przez Teresę Kaczorowską, świętował uroczyście Jubileusz swojego 10-lecia istnienia nie tylko w Ciechanowie, ale i w Warszawie. Jubilaci zostali zaproszeni na XVI WJP do Domu Literatury, przy Krakowskim Przedmieściu 87/89 w Warszawie, gdzie zaprezentowali swoją twórczość (czytając utwory i poprzez stolik z książkami) oraz przekrojową wystawę o 10-leciu działalności.
W programie była też promocja książki pt. „Pierwsza dekada – Ciechanów literacki” – główną część tej jubileuszowej publikacji napisał Andrzej Zaniewski (pisarz, poeta z Warszawy, wiceperezes ZG ZLP), drugi rozdział stanowiła twórczość 15 członków zwyczajnych i 3 honorowych CO ZLP.
Ponadto licznie zebrani goście – z Polski i z zagranicy – mogli skosztować pysznego ciechanowskiego piwa (przyjechała cała beczka) i porozmawiać z panią prezydent Ciechanowa Ewą Gładysz, która towarzyszyła ciechanowskim literatom.
WYWIAD z Teresą Kaczorowską:
„Czas Ciechanowa”, 7 września 2007
Literatura to przeznaczenie
Rozmawia Michał Bandurski
Jak zaczęła się Pani przygoda „z piórem”?
Mój kontakt z literaturą, a zwłaszcza z poezją, rozpoczął się już w pierwszej klasie szkoły podstawowej, kiedy zaczęłam recytować wiersze. W mojej szkole bardzo często odbywały się akademie, w których brali udział najlepsi uczniowie.
Szybko okazało się, że tak naprawdę bardzo to lubię i w ostatnich klasach już sama prowadziłam te swego rodzaju widowiska artystyczne, a były to starannie przygotowane koncerty poetycko-muzyczne i sztuki teatralne. Mój pierwszy kontakt z poezją i literaturą, zrodził się więc poprzez czytanie i deklamację poezji na pamięć.
Jednocześnie od zawsze pisałam najlepsze wypracowania z języka polskiego, także później w liceum, a uczyłam się w bardzo dobrym, bo w I LO im. M. Konopnickiej w Suwałkach.
Miałam tam profesora Staronia z języka polskiego, który pochodził z Wilna, był bardzo wymagający, ale cudowny. Panowała opinia, że jeśli ktoś miał z nim przez cztery lata język polski, to jakby ukończył filologię. Myślę, że właśnie to liceum utwierdziło mnie w przekonaniu, iż literatura jest mi bardzo bliska.
W maturalnej klasie, przeżyłam jednak dramat, w tragicznym wypadku zginął mój tata. Rodzina znalazła się w trudnej sytuacji i mało brakowało, abym w ogóle nie podjęła studiów. Wybrałam najbliższą uczelnię, ogrodnictwo na Akademii Rolniczo-Technicznej w Olsztynie, dziś Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, i mój kontakt z poezją się przerwał.
Owszem czytałam, ale czasu pozostawało niewiele, gdyż egzaminów było dużo, i zupełnie o innym kierunku.
Później losy rodzinne rzuciły mnie do Ciechanowa. Miałam już wtedy rozpoczęty doktorat, ale…. z fitopatologii, czyli z nauki o chorobach roślin. Potrzebne były mi publikacje, w tym popularno-naukowe, zgłosiłam się więc do „Tygodnika ciechanowskiego”, gdzie zaczęto drukować moje pierwsze artykuły o tematyce rolniczej.
Wyczuli tam, że mam dobre pióro i już rok później, a było to w 1987 roku, czyli dokładnie 20 lat temu, zostałam dziennikarką etatową i skończyłam w Warszawie podyplomowe studia dziennikarskie.
Jak wspomina Pani swój debiut poetycki? Czy trudno było podzielić się swoją twórczością z czytelnikami?
Poezja jest najbardziej ekshibicjonistyczną ze sztuk, bo dobry poeta musi być szczery, odsłaniać swoje uczucia i wnętrze, stąd bardzo długo pisałam do szuflady. Zaczynałam w szkole podstawowej, w liceum pisałam również dzienniki, ukrywałam jednak swoją twórczość, przez co wszystko gdzieś przepadło na moich wędrownych ścieżkach życia.
Studia, macierzyństwo były okresem przerwy, ale powoli zaczęłam do literatury wracać. Pierwsze moje książki były raczej związane z moim nowym zawodem reporterki i pisane prozą.
Debiutancki tomik poezji odważyłam się wydać dopiero w 2001 roku, i to za namową Andrzeja Zaniewskiego, znanego poety i prozaika z Warszawy. Do tej pory ukazały się moje dwa poetyckie zbiory, teraz przygotowuję trzeci, który mam zamiar wydać za rok.
Jednak od kilku lat moje wiersze są publikowane w pismach literackich i różnych antologiach, w kraju i za granicą, często w kilku językach, bo były już tłumaczone na angielski, niemiecki, portugalski, litewski, ukraiński, norweski.
A jak związały się Pani losy z ciechanowskim środowiskiem artystycznym?
To też jest ciekawe, bo trafiłam do niego jako… plastyczka nieprofesjonalna. Stało się to zaraz po przybyciu do Ciechanowa, w 1986 roku, nie byłam wtedy jeszcze dziennikarką. Wyczytałam w „Tygodniku…”, że ciechanowski dom kultury organizuje w Niedzielę Palmową wojewódzkie przeglądy twórczości nieprofesjonalnej.
Skusiłam się więc i przygotowałam na ten konkurs kilka prac plastycznych: pisanki, kilka pasteli z widokami Ciechanowa i dużą, oryginalną palmę… Ku mojemu zdziwieniu otrzymałam od jury główną nagrodę i zostałam zaproszona na plener malarski w Żurominie.
A lata 1987-1988 to był już czas, kiedy w Polsce tworzyły się samodzielne stowarzyszenia twórcze. W WDK w Ciechanowie też zaczęto przekształcać istniejący od lat 60. XX wieku Klub Pracy Twórczej w Stowarzyszenie Pracy Twórczej „Krzewnia”, i na pierwszym walnym zebraniu, wiosną 1988, wybrano mnie prezesem.
Nie ukrywam, że bardzo się wtedy bałam, nie znałam przecież środowiska, byłam w Ciechanowie zupełnie nową osobą, ale piastowałam tę funkcję aż przez 10 lat.
Myślę, że w ciągu tego okresu stowarzyszenie bardzo się rozwinęło, wspólnie z WDK-iem podejmowaliśmy liczne cenne inicjatywy: plenerów, warsztatów, konkursów, imprez wyjazdowych, również poza krajem.
Zorganizowaliśmy nawet Ogólnopolski Konkurs Malarstwa „Mój pejzaż”, który pięknie się rozwijał, ale niestety, już później, upadł.
Stowarzyszenie miało dwie sekcje: plastyczną oraz literacką, i tak oto przez ciechanowski ruch twórczy, znowu wróciłam do literatury. Miałam szczęście, bo Ziemia Ciechanowska ma ogromne tradycje literackie, co nie zawsze tutaj docenia się i podkreśla.
Jak rzadko który region w Polsce ma bowiem groby i muzea biograficzne liderów dwóch epok: romantyzmu – czyli Zygmunta Krasińskiego w Opinogórze oraz pozytywizmu – Aleksandra Świętochowskiego w Gołotczyźnie. Są tutaj ich kości, czyli jak napisał Andrzej Zaniewski w naszej jubileuszowej książce, którą właśnie redaguję – „ich duch jest cały czas obecny”.
Trzecią, ważną w literaturze postacią jest tutaj Maciej Kazimierz Sarbiewski, uznawany w Europie za największego poetę baroku i nazywany „polskim Horacym”. Dlatego, z inicjatywy ciechanowskich literatów, od trzech lat staram się wskrzesić pamięć o nim.
Organizujemy Międzynarodowe Dni Ks. Macieja Kazimierza Sarbiewskiego „Chrześcijański Horacy z Mazowsza”, które od razu odniosły sukces,. Objęły swoim zasięgiem kilka miejscowości Płn. Mazowszu (5 powiatów), w jej przygotowanie włączyły się samorządy wszystkich szczebli, władze państwowe, szkoły, parafie, domy kultury, muzea, biblioteki, organizacje społeczne, Jezuici.
Jest to cały blok imprez: z sesją naukową, koncertami poetycko-muzycznymi, spotkaniami pisarzy z kilku państw, wystawami, nabożeństwami; ukazały się też trzy książki i ogłoszono kilka konkursów „O Laur Sarbiewskiego” (poetycki, krasomówczy, plastyczny oraz dla liceów ogólnokształcących). Do tej pory odbyły się trzy edycje Międzynarodowych Dni Ks. M. K. Sarbiewskiego (2005-2007), pod honorowym patronatem Biskupa Diecezji Płockiej i Marszałka Sejmu RP.
W ubiegłym roku powołaliśmy więc Stowarzyszenie Akademia Europaea Sarbieviana (AES) z siedzibą w jego rodzinnej wsi Sarbiewo, gdzie mam nadzieję, uda nam się wspólnie z licznymi środowiskami społecznymi, zbudować nieistniejący już dwór Sarbiewskich i stworzyć w nim międzynarodowe centrum badawcze, edukacyjne, popularyzatorskie, muzealne i organizacyjne AES.
Dwór uzupełniłby istniejący w Sarbiewie do dziś cenny zespół barokowy: kościół, plebanię i cmentarz. To nasze „Sarbinum” pomieściłoby Muzeum Baroku, bibliotekę, siedzibę Academii oraz karczmę polsko-litewską i hotelik.
Obecnie tworzy się już jego projekt architektoniczny i budowlany i zamierzamy złożyć wniosek o dofinansowanie z funduszy Unii Europejskiej. Możliwe więc, że za kilka lat będziemy mieli na Ziemi Ciechanowskiej muzeum biograficzne lidera trzeciej, jeszcze wcześniejszej, epoki Baroku.
Ponadto na Ziemi Ciechanowskiej bywali też inni pisarze: Maria Konopnicka, Henryk Sienkiewicz, Stefan Żeromski, Bolesław Prus, w pobliskim Bieżuniu żył i tworzył Stefan Gołębiowski. Dlatego jak tutaj przyjechałam, to trafiłam od razu w środowisko, dziś uważam, dla mnie cenne.
Poczułam tego ducha literackiego wielkich przodków literatury, w „Tygodniku Ciechanowskim” rozpoczęłam serię prezentującą lokalnych twórców, dzięki czemu przybliżyłam sobie klimat tej ziemi i jego twórców, zarówno plastyków, jak i literatów.
Zaczęłam też poznawać pisarzy, którzy tutaj od lat przyjeżdżali, odwiedzali Opinogórę i Gołotczyznę. Powoli skłaniałam się bardziej w stronę literatury i w 1998 roku, przed wyjazdem do Brazylii, gdzie miałam zebrać materiał do książki „W cieniu araukarii”, po 10 latach kierowania Stowarzyszeniem, zrezygnowałam z prezesowania, co wielu ma mi za złe do dziś…
Ciężko było wybrać między dwiema, jakże intrygującymi, dziedzinami sztuki jak plastyka i literatura?
Trudno, chociaż te dwie sztuki łączą się ze sobą. Starożytni filozofowie uważali, że poezja to mówione malarstwo, zaś malarstwo – milcząca poezja. Ja sądzę, że moje wyczucie plastyczne pomaga mi w literaturze. Często dostrzegają to czytelnicy moich książek, mówią mi, że znajdują w nich kolorowe obrazy.
Ale sztuka nie lubi się dzielić. W tej chwili literatura jest mi bliższa i każdy dzień bez pisania uważam za stracony. Myślę jednak, że do malarstwa też jeszcze wrócę i że jeszcze pojadę z kolegami na plener malarski.
Jakie są Pani najbliższe plany wydawnicze?
Poza wspomnianym już tomikiem poezji, przygotowuję książkę o Mieczysławie Haimanie, która jest właściwie już gotowa. Był on poetą, dziennikarzem i pisarzem, trochę jak ja, stąd moje nim zainteresowanie. Później stał się pierwszym historykiem Polonii amerykańskiej i stworzył Polskie Muzeum w Ameryce, które od 1937 roku działa do dziś.
Mieczysław Haiman żył w latach 1888-1949, pochodził z Lwowa, wyemigrował za ocean w wieku 25 lat. Pozostał do końca wielkim polskim patriotą, to on zaczął uświadamiać Polakom, że odegrali oni w nowym świecie ogromną rolę, że mają wielką i dumną przeszłość.
Kiedy pojechałam do Ameryki, okazało się jednak, że dziś został zapomniany, postanowiłam więc go przypomnieć. Dzięki stypendiom z Fundacji Kościuszkowskiej w Nowym Jorku i Ministra Kultury RP, jeździłam jego szlakami, od Ukrainy po USA, zebrałam materiał, obroniłam pracę doktorską, która właśnie jest jego biografią.
Od razu znalazł się wydawca – Łazienki Królewskie w Warszawie, i zaplanowano już nawet jej promocję – wiosną 2008, podczas otwarcia dużej wystawy o historii wychodźstwa polskiego w USA, pod patronatem ambasadora USA i ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego RP.
Ponadto normalnie pracuję zawodowo jako dziennikarka. Już piąty rok zatrudniona jestem w Urzędzie Marszałkowskim, głównie jako korespondentka z terenu byłego woj. ciechanowskiego, do miesięcznika „Kronika Mazowiecka”, zajmuję się też kulturą, co w moim przypadku, pomaga mi w promocji tutejszej literatury, choć zabiera czas na własne pisanie. Bardzo dużo pracuję też społecznie.
Od 11 stycznia 2001 kieruję Ciechanowskim Oddziałem Związku Literatów Polskich, redaguję Ciechanowskie Zeszyty Literackie, współorganizuję wiele międzynarodowych imprez kulturalnych, jak Ciechanowska Jesień Poezji, Wiosna Literatury w Gołotczyźnie, czy Dni M.K. Sarbiewskiego. A teraz przygotowujemy obchody pierwszej dekady Ciechanowskiego Oddziału Związku Literatów Polskich…
Można więc powiedzieć, że literatura to Pani przeznaczenie…
Widać tak…Do tej pory wydałam siedem książek prozatorskich i dwie poetyckie. Książka „Kiedy jesteście, mniej boli…” została kilka miesięcy temu wydana w j. angielskim w Stanach Zjednoczonych jako „Children of the Katyn Massacre”, z kolei „W cieniu araukarii” została już przetłumaczona na j. portugalski.
W tej chwili przygotowuję też publikację o Marii Skłodowskiej-Curie, mojej „idolce z młodości”, która jak się okazało jest również związana z Ziemią Ciechanowską. Spędziła 3,5 roku u państwa Żórawskich w majątku Szczuki, należącym do Ludwika hrabiego Krasińskiego – niegdyś był to powiat ciechanowski, dzisiaj przasnyski.
Była domową nauczycielką, prowadziła również tajne nauczanie dzieci wiejskich oraz przygotowywała się do studiów na Sorbonie. Chciałabym wydać tę pracę, aby oddać jej hołd na 140. urodziny.
Będziemy obchodzić je również w Ciechanowie, w Muzeum Szlachty Mazowieckiej, które przygotowuje wystawę o tej wybitnej Polce, dwukrotnej noblistce, spoczywającej dziś w paryskim Panteonie, uważanej na świecie za Francuzkę.
Chociaż Maria Skłodowska nie była pisarką, literatura była jej bardzo bliska. W młodości, także przebywając w Szczukach, pisała wiersze i tłumaczyła poezję, bo znała 4 języki. Ale ona, właśnie w Szczukach, gdzie przyjechała w wieku 19 lat, wybrała przedmioty ściśle, a nie literaturę.