Boże Narodzenie mojego dzieciństwa – Sonda
Teresa Kaczorowska, pisarka:
Boże Narodzenie mojego dzieciństwa kojarzy mi się z wielką zimą, a jednocześnie, mimo zasp śnieżnych i trzaskających mrozów, z ciepłem i serdecznością rodzinnego domu. Był to wyjątkowy, magiczny czas. Najpierw oczekiwania: przygotowywania się duchowego, ale także prezentów, smakołyków, czy ozdób na choinkę. Choinka była w naszym domu zawsze duża, sięgająca sufitu, prosto z lasu. I ubierana przez nas, dzieciaki, od rana w wigilię. Wszystko było na niej bardziej prawdziwe jak dziś: własnoręcznie wykonane łańcuchy, aniołki, czy pierniki różnych kształtów, ale też prawdziwe były świeczki w lichtarzykach.
Do dziś pamiętam zapachy przy ubieraniu choinki – igliwia ze świeżego świerkowego drzewka, łączące się z aromatami z kuchni mamy i babci: cynamonu, miodu, maku, wanilii. Pochodzę z pogranicza suwalsko-mazurskiego, gdzie dbano o tradycje. Przy dużym rodzinnym stole zawsze musiało być jedno puste nakrycie, opłatek biały oraz 12 postnych potraw, w tym dużo świeżych ryb. Ja lubiłam szczególnie łazanki z makiem i kutię, a także owocowe galaretki na deser.
Z rodzeństwem nie mogliśmy się zwykle doczekać prezentów i wyglądaliśmy przez oszronione szyby na Mikołaja, gdyż brat jest młodszy ode mnie o 11 lat i długo w niego wierzył. Boże Narodzenie mojego dzieciństwa to też kolędy, które śpiewaliśmy od wigilii przez całe święta. Z pamięci, przy akordeonie taty. Do dziś staram się zachowywać wiele zwyczajów z tamtych lat, potraw i zapachów, bo doznania z dzieciństwa są bardzo trwałe.
(opublikowano na łamach „Czas Ciechanowa”, Boże Narodzenie 2020 r.)