Katyń po raz drugi
Trudno cokolwiek napisać w tych dniach tak tragicznych. Dramatycznych dla Polski, dla narodu, dla wielu rodzin, a także osobiście dla mnie, gdyż wiele ofiar Katynia II spotkałam na swojej drodze, znałam i współpracowałam z nimi. Czuję się jak sierota opuszczona przez najbliższych i wiem jak trudno będzie ich zastąpić.
Najwięcej osób znałam ze środowiska Rodzin Katyńskich. Tematyką Katynia zaczęłam zajmować się dziesięć lat temu, kiedy otwarto polskie cmentarze wojenne na wschodzie: w Katyniu, Miednoje i Charkowie, gdzie w dołach śmierci spoczęło ok. 15 tysięcy zamordowanych w 1940 roku przez NKWD polskich elit. Wtedy, w 2000 roku, zobaczyłam na telewizyjnym ekranie dzieci ofiar zbrodni katyńskiej, przybyłe niemal z całego świata. Dopiero po 60 latach mogli pogrzebać swoich ojców. Zobaczyłam ból tych starszych ludzi, gorycz, ale jednocześnie ulgę, że wreszcie mają gdzie złożyć kwiaty i mówić o tej strasznej zbrodni bez strachu.
To wówczas zdecydowałam, że dotrę do kilkunastu z nich w kilku krajach i opiszę ich losy. Pomysł okazał się niezwykle trudny w realizacji. Niełatwo mi było ich wyszukać, namówić do przykrych wspomnień, dotrzeć do różnych miejsc zamieszkania w sześciu krajach: w Polsce, USA, Kanadzie, Izraelu, na Litwie i Ukrainie. Dlatego współpracowałam z wieloma instytucjami i organizacjami, szczególnie z Federacją Rodzin Katyńskich w Warszawie (zginął jej prezes Andrzej Sariusz Skąpski) oraz licznymi Stowarzyszeniami Rodzin Katyńskich (istnieją na całym świecie, np. Wojciech Seweryn z Chicago zginął).
Współpracowałam także z Radą Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa (zginął jego sekretarz Andrzej Przewoźnik), Urzędem ds. Kombatantów (zginął jego szef Janusz Krupski), Instytutem Pamięci Narodowej (zginął prezes Janusz Kurtyka), Polską Fundacją Katyńską (zginęła prezes Bożena Marmontowicz-Łojek), Komitetem Katyńskim (zginął jego szef Stefan Melak).
Ze Stefanem Melakiem rozmawiałam jeszcze kilka dni temu, ustalając prezentację jego wystawy o Katyniu w Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie. Był to człowiek niezwykły, bezinteresowny, bezgranicznie oddany sprawie wyjaśnienia zbrodni katyńskiej. Nie zapytał mnie czy ktoś mu zapłaci za prezentację wystawy, albo zwróci mu koszty podróży, tylko cieszył się, że będzie mógł ją w Ciechanowie zaprezentować i powiedzieć Prawdę o zbrodni katyńskiej.
Warto wspomnieć, że to Stefan Melak wykonał i postawił 31 lipca 1981 roku na Powązkach Warszawskich pierwszy Krzyż Katyński. Przewiózł go ukrytego w śmieciarce, ale SB zlikwidowała Krzyż w ciągu jednej nocy. Był prześladowany i więziony w PRL, wnioskował do IPN o polskie śledztwo katyńskie. Jego wystawa o Katyniu dojechała do Ciechanowa, ale w wyniku katastrofy nie została zaprezentowana. Stefan Melak już jej nam nie przybliży….
Moja książka o losach 18 dzieci Katynia z sześciu krajów ukazała się siedem lat temu, pod tytułem „Kiedy jesteście, mniej boli…” (Gdynia 2003). Została wydana przez oficynę Rymsza, prowadzoną też przez syna Katynia, nieżyjącego już prezesa Stowarzyszenia Rodzina Katyńska w Gdyni Andrzeja Spanilego. Nagrodzona w Brukseli i w Chicago, wydana w Stanach Zjednoczonych w języku angielskim jako „Children in the Katyn Massacre”(McFarland, 2006), ukaże się już za kilka dni ponownie, nakładem warszawskiej Bellony pt. „Dzieci Katynia”.
Znowu więc będę spotykać się podczas jej promocji ze środowiskiem, które pielęgnuje pamięć o Katyniu. Niestety, już w mocno przerzedzonym składzie. Wiem, że szefowie Rady Ochrony Pamięci, Walk i Męczeństwa Urzędu ds. Kombatantów zdążyli jeszcze nową edycję „Dzieci Katynia” dofinansować…
Inną moją książką, która dotyka zbrodni katyńskiej jest „Zapalają ognie pamięci” (Warszawa 2005). To reportaż z drogi na groby pomordowanych przez NKWD ofiar Katynia spoczywających w Rosji, na Białorusi i Ukrainie. Tę liczącą ok. 5 tys. km trasę przebyłam latem 2004 roku wraz z uczestnikami IV Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego. Podczas 16-dniowej wyprawy ze „zwiastunami Prawdy” – jak nazwał polsko-amerykańskich ułanów na stalowych rumach ich kapelan śp. ks. Zdzisław Peszkowski – poznałam nie tylko motocyklistów, który w sposób głośny i widowiskowy przypominali co roku o przemilczanej nawet w XXI wieku zbrodni katyńskiej.
Poznałam także patronów Rajdu, w tym Pana Ryszarda Kaczorowskiego, byłego Prezydenta RP na Uchodźstwie. Od dziewięciu lat przybywał on z żoną na Plac Piłsudskiego – miejsca startu Rajdu – przemawiał do motocyklistów, żegnał ich, dodając zapału i sił. Był bardzo komunikatywny, promieniował niezwykłą pogodą ducha, mimo iż wiele w życiu przeszedł. Był więźniem Gułagu (za tworzenie w Białymstoku Szarych Szeregów dostał karę śmierci zamienioną na 10 lat łagrów), walczył na Zachodzie, w tym pod Monte Casino, jako żołnierz armii Andersa.
Po II wojnie światowej udzielał się społecznie wśród najbardziej niezłomnej emigracji londyńskiej. W 1989 roku objął stanowisko Prezydenta RP na Uchodźstwie. Mimo, iż rok później przekazał insygnia władzy prezydenckiej II Rzeczypospolitej prezydentowi Lechowi Wałęsie, to nadal uczestniczył aktywnie w życiu rodaków, zarówno w kraju jak poza granicami. Na promocji jednej z książek o tematyce katyńskiej – pamiętam, że było w Galerii Porczyńskich w Warszawie – rozmawialiśmy o naszym pokrewieństwie nazwisk.
Nie dopatrzyliśmy się wprawdzie żadnych rodzinnych konotacji (wraz z mężem, po którym noszę nazwisko), ale Ryszard Kaczorowski powiedział do nas żartobliwie: „Mówcie mi wuju”! Był postacią wyjątkowej kultury i zacności. Mówił też piękną, czystą polszczyzną. Będzie mi jego brakowało w polskim życiu publicznym, gdyż łączył najlepsze przymioty polityka i patrioty, współczesną Polskę z etosem II Rzeczypospolitej.
Z IV Międzynarodowego Motocyklowego Rajdu Katyńskiego przywiozłam w 2004 roku ziemię, którą wykopałam z murawy trzech katyńskich cmentarzy: w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Ta ziemia relikwia stała się zalążkiem powstania w 2005 roku pomnika Krzyż Katyński na Farskiej Górze w Ciechanowie. W Komitecie jego budowy, a ostatnio także w Ciechanowskim Stowarzyszeniu Pamięci Zbrodni Katyńskiej, współpracowałam między innymi z Senator Janiną Fetlińską.
Ostatnio widziałyśmy się w powielkanocny wtorek, 6 kwietnia, tuż przed Jej odjazdem do parlamentu, skąd już nie wróciła. Na spotkaniu Ciechanowskiego Stowarzyszeniu Pamięci Zbrodni Katyńskiej omawialiśmy szczegóły przygotowywanych przez nas obchodów 70. rocznicy zbrodni katyńskiej w Ciechanowie. Siedząca naprzeciwko mnie Janeczka Fetlińska cieszyła się, że będzie w nich uczestniczyć, bo udało jej się znaleźć miejsce w prezydenckim samolocie, dzięki czemu zdąży wrócić w porę do Ciechanowa… Wróciła na nasze uroczystości, ale na fotografii… I wśród innych kwiatów w coraz większym bukiecie polskiego kwiatu, ofiar Katynia….
Z Janiną Fetlińską współpracowałam też blisko na interesującej mnie od ponad 20 lat niwie Polonii. Była ona w Senacie członkiem Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą i żywo interesowała się tą tematyką. To dzięki Niej mogłam dwukrotnie, w 2007 i 2009 roku, zaprezentować w Senacie wyniki swoich badań o pierwszym historyku Polonii w Ameryce Mieczysławie Haimanie. Bardzo zabiegała też, aby wydać moją książkę pt. „Herodot Polonii amerykańskiej Mieczysław Haiman (1888-1949)” w języku angielskim, po to aby świat dowiedział się jak duży wkład włożyli Polacy w budowę potęgi Stanów Zjednoczonych.
Nie zdążyła. Uczestniczyła jeszcze w promocji tej książki, 28 maja 2009 roku, w Domu Polonii w Warszawie. Spotkanie to pomagał organizować jeszcze Maciej Płażyński, prezes Stowarzyszenia „Wspólnota Polska”, który też zginął w katastrofie pod Smoleńskiem…. Pani Senator, Janeczko droga, nie pojedziemy już w czerwcu, jak planowałyśmy, na konferencję o Polonii do Nowego Jorku… Zdążyłaś za to złożyć jeszcze pismo do polskiego MSZ, aby ratować Muzeum Polskie w Ameryce, które znalazło się w fatalnej sytuacji finansowej. Minister Radosław Sikorski już jednak nie odpowie na Twoją interpelację…
Senator Ziemi Ciechanowskiej, dr Janinę Fetlińską, trudno będzie zastąpić. Była ona – jako pielęgniarka z zawodu – niezwykle czuła na potrzeby drugiego człowieka, ale także bardzo wrażliwa na kulturę i zachowanie polskiej tradycji, na zachowanie polskiej tożsamości narodowej. Gościła często na naszych literackich spotkaniach, wsłuchując się zawsze w głos artystów, nieważne czy były to poetyckie strofy, kompozycje muzyczne, czy prace plastyczne. Zawsze życzliwa, zawsze otwarta i przyjacielska, mająca czas na serdeczne rozmowy. Od początku zasiliła też szeregi nowego Stowarzyszenia Academia Europaea Sarbieviana w Sarbiewie, aby uchronić od zapomnienia „sarmackiego Horacego” rodem z Płn. Mazowsza.
Z racji wskrzeszania pamięci o największym poecie epoki baroku, ks. jezuicie Macieju Kazimierzu Sarbiewskim, który urodził się w Sarbiewie pod Płońskiem, poznałam też wiceministra kultury Tomasza Mertę. Wielkiego erudytę, polonistę, człowieka strzegącego wartości kultury polskiej ponad politycznymi podziałami. Tomasz Merta, człowiek niezwykle skromny, dobrze znał twórczość „polskiego Horacego” – zapomnianego na ziemi rodzinnej, na Mazowszu i w kraju – oraz popierał przywrócenie należnego mu miejsca w historii literatury.
Podczas ostatniej mojej wizyty w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, gdzie byłam wraz z prof. Aleksandrem Mikołajczakiem z Poznania, minister Merta obiecał, że przyjedzie do Sarbiewa na kolejną edycję Międzynarodowych Dni ks. Macieja Kazimierza Sarbiewskiego. Powiedział również, że MKiDzN wesprze finansowo projekt Academii Europaea Sarbieviana – odbudowy Dworu Sarbiewskich w Sarbiewie i utworzenia Muzeum Baroku. Jako prezes tej organizacji ubolewam, że minister Tomasz Merta obietnicy już nie zrealizuje…
Ze wspomnianymi osobami moje działania często się krzyżowały. Spotykaliśmy się nie raz na różnych uroczystościach, konferencjach, promocjach książek, nie tylko w Polsce. Łączyły nas wspólne ideały, podobne postrzeganie rzeczywistości oraz zwyczajna służba ojczyźnie. Będzie mi ich ogromnie brakowało. Katastrofy pod Smoleńskiem, nazwanej przez dzieci Katynia „ziemią przeklętą”, nie potrafię sobie wytłumaczyć.
Tragicznej tajemnicy po ludzku zrozumieć się nie da… Trudno jednak nie szukać podobieństwa do zbrodni katyńskiej sprzed 70 lat, do tej pory przemilczanej przez świat, nigdy niepotępionej, nieosądzonej. Jeszcze dwa tygodnie temu, odpowiadając na skargę Rodzin Katyńskich do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, władze Federacji Rosyjskiej zaprzeczyły istnieniu zbrodni z 1940 roku. Oby wreszcie przestała istnieć Polska oparta na kłamstwie katyńskim, mimo iż główni strażnicy jej Pamięci zginęli w tragedii Katyń II.
Teresa Kaczorowska
(„Czas Ciechanowa”, 15 kwietnia 2010)